powrót

o projekcie

postacie

instalacje

ksišżka

foto-video

wydarzenia

o autorce


stypendium
stypendium


Zastrzegam sobie wyłączne posiadanie swego życia

Panel dyskusyjny poświęcony Stanisławie Przybyszewskiej i związanej z nią instalacji przy Placu Wałowym 13 autorstwa Anki Leśniak

Zastrzegam sobie wyłączne posiadanie swego życia

28 października 2016 godz. 18.00
Gdańska Galeria Miejska 1,
ul. Piwna 27/29, Gdańsk

panelistki: prof. Ewa Graczyk, Anna Sadowska, Anka Leśniak
moderatorka: Barbara Piórkowska



Stanisława Przybyszewska



Barbara Piórkowska: Jesteśmy tu z powodu Stanisławy Przybyszewskiej, o której powiemy więcej za chwilę. Przybyszewska, postawię tu taką wstępną tezę, stała się w ostatnich latach pewnego rodzaju ikoną Gdańska, ikoną feministyczną. Z pewnością udało się spopularyzować postać tej autorki, dotychczas wykluczonej z głównego dyskursu o pisarstwie kobiet. Będziemy rozmawiać o tym wykluczeniu, również z powodu projektu Anki Leśniak, który mówi o tym bardzo mocno i z którego powodu tutaj jesteśmy.

Anka Leśniak zajmuje się tym, co w sztuce, kulturze jest wykluczone. Zajmuje się kobietami, które były oryginalnymi osobowościami i rolą postaci wykluczonych z głównego dyskursu. Stworzyła z tego powodu projekt Niewidzialne Widzialnego / Invisible inVisible. W angielskiej wersji tytułu nastąpiła piękna gra słów, którą nie do końca udało się przełożyć na język polski. Anka robi teraz doktorat na Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku. Kiedy się bronisz?


Anka Leśniak: 3-go listopada.

Barbara Piórkowska: Miałam okazję przeczytać prawie całość, gdyż miałam na to tylko jeden dzień, ale to jest bardzo dobry tekst, więc zaraz będziemy o tym mówić.

Anka pochodzi z Łodzi i ukończyła historię sztuki na Uniwersytecie Łódzkim i następnie Akademię Sztuk Pięknych, Wydział Edukacji Wizualnej. Spotykamy się tu dziś dzięki niej i jej instalacji przy Placu Wałowym 13, czyli w tym miejscu, w którym zazwyczaj odbywa się Feta, gdzie chodzimy latem oglądać sztuki teatralne i pić piwo, czasami bawić się z dziećmi i łączyć te wszystkie aktywności. Ten plac jest niesamowitym miejscem, bo tam chodziła również Stanisława Przybyszewska, o czym opowie nam nasz następny gość — Ania Sadowska, która jest przewodniczką gdańską, popularyzatorką postaci Stanisławy Przybyszewskiej. Myślę, że zdradzisz nam jakieś szczegóły z jej biografii.


Anna Sadowska: Plac Wałowy i okolice to jest właściwie przestrzeń jej bytowania.

Barbara Piórkowska: I nasz wspaniały trzeci gość, od którego powinnam zacząć dyskusję o Stanisławie Przybyszewskiej w Gdańsku, autorka książki Ćma o Stanisławie Przybyszewskiej, prof. Ewa Graczyk — wykłada na naszym na Uniwersytecie Gdańskim, nie tylko o Stanisławie Przybyszewskiej, zajmuje się też Witkacym, Gombrowiczem i literaturą kobiet. Tu bardzo gorąco polecam książkę prof. Graczyk Eseje o pisarstwie w nadwiślańskim kraju.

Ja sama jestem pisarką, poetką i jestem także zainteresowana losami Stanisławy Przybyszewskiej, ponieważ pisząc czy oprowadzając, bo jest w naszym mieście moda wycieczek literackich i biograficznych, też często o pisarstwie kobiet mówię. Miałam także przyjemność pisać do przewodnika, który będzie miał rozdział poświęcony literaturze kobiet w trójmieście i który się niedługo ukaże _ Czytanie po Pomorsku II tom. A więc Przybyszewska nam się tutaj przewija, dość dużo też działo się ostatnio w związku z jej postacią. Przepraszam za długi wstęp, ale on musi być, żeby nam się tu wszystko od początku ułożyło. W 2015 roku został wydany Cyrograf na własnej skórze — zbiór opowiadań, redaktorką tego tomu jest Dagmara Binkowska. Miało miejsce wiele paneli poświęconych Stanisławie Przybyszewskiej, nawet w tej chwili mamy konkurencyjny, trwający o teatrze. Są także spacery związane z autorką, dużo tego się pojawiło.

A więc podyskutujmy, poproszę Aniu, żebyś zaczęła i przedstawiła kilka podstawowych faktów o jej skomplikowanym i fascynującym życiorysie. Mam taką koncepcję, żeby najpierw opowiedzieć o jej życiorysie, potem o literaturze i na końcu przejść do projektu Anki.


Anna Sadowska: Ciężko jest mówić o Stanisławie Przybyszewskiej w skrócie telegraficznym, gdyż jest to postać niesłychanie złożona, podobnie jak jej biografia, która jest bardzo niejednoznaczna, podzielona, czy wręcz przerwana na pół. Stanisława Przybyszewska urodziła się w Krakowie, jednak pierwszych kilkanaście lat życia spędziła jeżdżąc po Europie. I właściwie swoje miejsce w znalazła w Gdańsku, tutaj osiadła w roku 1923 i od tego roku aż do swojej śmierci w 1935 roku tutaj żyła. A więc przedziela nam się okres bardzo dynamiczny między Wiedniem, Monachium, Paryżem, Krakowem, Warszawą, po czym nagle następuje okres gdańskiej stagnacji. Stanisława Przybyszewska urodziła się w 1901 roku, pierwszego października, zmarła czternastego sierpnia 1935 roku. Była córką Anieli Pająkówny — lwowskiej malarki, bardzo dobrej, aczkolwiek niedocenionej i słynnego, chociaż wątpliwej sławy pisarza — Stanisława Przybyszewskiego. Była córką nieślubną, co też na nią w pewien sposób mocno wpłynęło, miała poczucie naznaczenia swego rodzaju.

Będę się koncentrować w tej krótkiej wypowiedzi na okresie gdańskim, bo to jest chyba najistotniejsze dla nas. Przybyszewska przyjechała do Gdańska w 1923 roku jako młoda żona. Wyszła za mąż za znajomego przyjaciela swojego ojca — Jana Panieńskiego. Panieński był nauczycielem, uczył matematyki i fizyki w Gimnazjum Polskim. Mąż Przybyszewskiej zmarł po dwóch latach i w 1925 roku rozpoczęło się jej ostatnie 10 lat życia w mieście. Jednocześnie był to dla niej najistotniejszy okres w życiu, najbardziej płodny twórczo. To był moment, kiedy ona podejmuje decyzję o poświęceniu się tylko i wyłącznie pracy literackiej. Wszystkie swoje siły mentalne, duchowe koncentruje właśnie na tym, żeby stworzyć dzieło życia i żeby być tylko i włącznie pisarką. To jest okres z punktu widzenia ludzkiego bardzo trudny, bo nie podejmuje pracy zarobkowej praktycznie w ogóle, żyje z tego, co się uda uzbierać, czy to od krewnych, czy ze stypendiów, czy też z tego, co się uda sprzedać w lombardzie. Natomiast jej życie literackie nabiera wtedy totalnej pełni i wtedy właśnie osiąga stan, do którego dążyła, a więc stania się literatką, twórczynią. To oczywiście ma swoje konsekwencje, bo wiadomo, że z czegoś trzeba żyć. Niepodejmowanie pracy zarobkowej skutkuje brakiem pieniędzy, głodowaniem, do tego dołącza się jeszcze uzależnienie od morfiny, od barbituranów, totalna samotność, mieszka w bardzo złych warunkach, za darmo, ale w złych warunkach, w baraku na dziedzińcu szkolnym, przy obecnej ulicy Augustyńskiego. Efektem tego niesłychanie intensywnego wysiłku twórczego, a jednocześnie bardzo niskiej jakości codziennego życia jest jej odejście 14 sierpnia 1935 roku. Znajduje ją wtedy woźny szkolny. Trudno powiedzieć jaka była przyczyna śmierci. Na świadectwie zgonu jest gruźlica płuc, a jak było naprawdę, tego nie wiemy. Czy było to przedawkowanie, czy wyniszczenie, czy może rzeczywiście gruźlica _ to pewnie pozostanie tajemnicą, ale taki był koniec jej życia. To, co się działo po śmierci, też jest dosyć ciekawe, dlatego, że przez długi czas była nieobecna. Odkryto ją w latach 60., odnaleziono jej rękopisy, rozpoczęło się zainteresowanie Przybyszewską, zwłaszcza w latach 70. i 80., powstał dom kultury na Morenie jej imienia, w zeszłym roku to imię mu odebrano...

Barbara Piórkowska: Na rzecz Jana Pawła II.

Anna Sadowska: Świętego już w tej chwili... Takie były koleje jej losów. Były okresy, można powiedzieć, dużej mody na Przybyszewską, a potem następował regres i było cicho. Teraz znowu o niej mówimy, z czego się bardzo cieszę. Stanisława Przybyszewska żyła w Gdańsku, natomiast nie stworzyła mitu literackiego tego miasta, bo ona go nie lubiła. Jednak jest to postać literacka takiej rangi, że myślę, iż gdańszczanie mogą być dumni, że spędziła tutaj najważniejsze lata dla jej twórczości.

Jeszcze chciałabym dodać w kontekście tej instalacji na Placu Wałowym, że jest to miejsce, gdzie Stanisława chodziła, bo tam był lombard, gdzie można było zastawić pierścionek, zegarek, skrzypce, cokolwiek, żeby mieć pieniądze na życie. Tam także były sklepy kolonialne, mieszkała bardzo blisko tego placu, więc miejsce jest nieprzypadkowe.

Barbara Piórkowska: Pani prof. Ewa Graczyk. Twórczość Stanisławy Przybyszewskiej — piękne chwile, straszne momenty, czy to tak rzeczywiście jest, że twórczość Stanisławy Przybyszewskiej była bardzo nierówna, raz ocierała się o geniusz, raz u dołu próbowała wyzwolić się z jakiejś sztampy? Jak to było z twórczością literacką Przybyszewskiej?

Ewa Graczyk: Mamy mało czasu, więc odpowiem w największym skrócie. Przede wszystkim musimy sobie zdawać sprawę, że jest całe mnóstwo fałszywych skojarzeń z nią związanych. Ona nazywa się Przybyszewska, jest córką Przybyszewskiego, to umieszcza ją w ciągu młodopolskim, dekadenckim, a tymczasem różne rzeczy można o niej powiedzieć, ale na pewno pisarką modernistyczną: kult nowoczesności, modernizm w typie anglosaskim to ważne aspekty jej postawy. I to jest jedno nieporozumienie kulturowe, które ciągle krąży. Jej twórczość jest też bardzo niejednorodna, wywołuje bardzo mieszane uczucia u czytelników i jej współczesnych i dzisiejszych. Ważne jest też to, o czym mówiła pani Ania, że wiąże się z jej postacią dziwne pulsowanie: przypominamy sobie o niej a potem znów zapominamy. Ona nie może więc osiągnąć żadnej ciągłości wizerunku. Są jakby trzy obszary, dwa, w których ma chwile wybitności .Te obszary, które są dla niej bardzo ważne, w których stworzyła rzeczy wybitne, to przede wszystkim dramaty. A zwłaszcza jeden _ Sprawa Dantona. Od niego właśnie zaczęła się sława Przybyszewskiej. Pojawiły się bardzo głośne przedstawienia, najpierw w Teatrze Powszechnym Andrzeja Wajdy, potem film w jego reżyserii. Ten dramat o rewolucji, zwłaszcza w Polsce lat 70., kiedy nie można było mówić otwartym tekstem o problemach władzy, był bardzo odkrywczy. To otwarło jej sławę, są to rzeczywiście dramaty niezwykłe. Jest ich kilka i co jest charakterystyczne, wszystkie są poświęcone rewolucji francuskiej. To jest też jeden z powodów dziwaczności tej postaci. To jest pisarka i osoba, która odmówiła życia w swoich czasach. Ona przeniosła się w czasy rewolucji francuskiej. Mentalnie, umysłowo żyła właśnie tam, łącznie z tym, że niektóre z jej listów datowane są chronologią rewolucyjną, nazwami rewolucji francuskiej. W jednym ze swoich opowiadań, w którym pisze o innej rewolucji, wymyślonej, nieustannie porównuje ją do rewolucji fracuskiej. Można powiedzieć, że rewolucja francuska jest dla niej wzorcem z Sevres rewolucyjności.

Drugi moment, kiedy ona stała się sławna nastąpił, kiedy Wydawnictwo Morskie wydało jej listy. Listy, które pisała po polsku, francusku, niemiecku. Nauka w różnych szkołach dawała jej swobodną możliwość wyrażania się we wszystkich tych językach. Jeden ze swoich dramatów — Thermidor, też oczywiście o rewolucji francuskiej, napisała po niemiecku. Bardzo długo wahała się, który język wybrać, bo była idealnie dwujęzyczna. I te listy wzbudziły zainteresowanie bardzo niewielkiej, ale szczególnej grupy osób. Można powiedzieć, że Przybyszewska ma pewną niezbyt wielką grupę fanek i fanów, takich, którzy gotowi są dla niej pójść w dym. To jest jest jakby szalona miłość. W tej grupie są kobiety i mężczyźni, ale zwłaszcza kobiety, którym jest bliska jej postawa rebelii, postawa odrzucenia rzeczywistości, bardzo skrajnego odrzucenia.

I trzecia strona jej pisarstwa, to proza, która dopiero teraz jest wydawana i której wartość jest jeszcze nieustalona, można powiedzieć, ocena publiczności waha się. Wcześniej była wydana tylko jedna niewielka powieść Ostatnie noce Ventosa, oczywiście o rewolucji francuskiej. To jest drugi tom, i znowu znaczna część tych opowiadań dotyczy rewolucji francuskiej. A te, które nie są o rewolucji francuskiej, są jednak często słabe, to jakby zadanie domowe odrobione na trzy minus. Czytałam te opowiadania w PANie, w rękopisie czy w maszynopisie i muszę powiedzieć, że to jest huśtawka nastrojów. To jest absolutna grafomania i można powiedzieć _pod ziemię z tym_, ale są też momenty wspaniałe i niezwykłe. Ona ma też bardzo dużo takich dziwnych opowiadań fanstastycznych, satanistycznych, innych niż o rewolucji.

Basia Piórkowska: I teraz Anka Leśniak. Ciebie interesują kobiety, którym jak piszesz udało się czegoś dokonać, ale nie są takimi postaciami, którym można by wystawiać pomniki, które nie są jednoznaczymi ikonami. Interesuje cię niepokora twórczyń, własne zdanie, których twórczość, bądź też życie, bo są to też postaci, które tworzyły życie, są trudne do interpretacji, do jednoznacznego określenia. A więc zadam tu pytanie, dlaczego zainteresowałaś się Stanisławą Przybyszewską. Czemu ona spodobała ci się w takich kategoriach? Posłużę się tu cytatem z budynku przy Placu Wałowym 13. Ale przytoczę go w całości, ponieważ tam jest tylko fragment. Otóż w liście do swojej ciotki Heleny Barlińskiej napisała tak: _zastrzegam sobie całkowite posiadanie swego życia czyli wolność przez duże W, za wszelką cenę, dość wysoką, godności przede wszystkim, i komfortu, bezpieczeństwa_. I tu mamy właściwie cały manifest pisarki. To jest list z 16 stycznia 1929 roku, na co zwróciłam uwagę, bo właściwie zostało jej sześć lat na wprowadzenie tego manifestu w życie w sposób totalny. A więc poproszę cię o odpowiedź na to pytanie, dlaczego ten cytat, dlaczego Stanisława Przybyszewska. Czemu ona w kontekście całego projektu, który w Łodzi był poświęcony charakterom nieco odmiennym.

Anka Leśniak: Projekt w Łodzi poświęcony był postaciom charakterologicznie odmiennym i takim, które też zajmowały się czymś innym. Ale celowo nie chciałam zestawiać razem tylko twórczyń, czy np. tylko polityczek, żeby dać sygnał, że nie mam na myśli osób związanych jakąś jedną profesją, że nie są to badania historyczne czy literackie. Jest to poszukiwanie czegoś wspólnego w biografiach kobiet tak odmiennych, które żyły w różnych czasach. Ale czułam, że mają ze sobą coś wspólnego. Są to biografie, które mają w sobie coś pociągającego, są pociągające i odpychające zarazem. Odpowiadając na pytanie dlaczego Przybyszewska, dlaczego te pozostałe dwie postacie, dlaczego Łódź i Gdańsk, mogę powiedzieć, że żyję właściwie w dwóch tych miastach. Od trzech lat krążę między jednym a drugim. A więc jest to taka przestrzeń _pomiędzy_, w której jestem trochę wszędzie i nigdzie. Tak więc ten projekt jest też związany z moim osobistym poczuciem rzeczywistości, byciu pomiędzy tymi dwoma światami, ale też bardzo interesują mnie prace związane z kontekstem miejsca, konkretnej rzeczywistości. Uważam, że poprzez te _lokalne_ biografie, poprzez lokalność możemy mówić o rzeczach, sytuacjach, problemach bardziej ogólnych.

Nie znałam wcześniej Stanisławy Przybyszewskiej, a poszukuję właśnie takich biografii do swojej sztuki. Natrafiłam na artykuł o niej w internecie. Warto tu zaznaczyć, że osoby zajmujące się literaturą znają tę postać, podobnie jak osoby niekoniecznie związane z tą profesją, ale które urodziły się wcześniej i mogą pamiętać tę postać z lat 80. Ale osoby w moim wieku, spoza środowiska literatury raczej nie kojarzą Przybyszewskiej. Jak tylko natrafiłam na artykuł o niej, od razu wydała mi się bardzo interesująca, choćby przez jej związek z ojcem, przez to samo nazwisko i też imię. Ona nazywała się Przybyszewska, ale znamienne jest też to, że właśnie Stanisława, córka Stanisława. Bardzo ciekawy był też dla mnie wątek biograficzny związany z matką, malarką, z poszukiwaniem zapomnianych kobiet.

Barbara Piórkowska: O tej relacji matka ojciec chciałabym jeszcze później porozmawiać, bo też postawiłaś ciekawą tezę, mówiąc o swoich bohaterkach, że one wszystkie nie mają matek. I identyfikują się z ojcami, a z tego wychodzą bardzo ciekawe, ale też groźne dla tożsamości kobiecej sprawy, więc myślę, że do tego jeszcze wrócimy. Ale mam do Ciebie jeszcze jedno pytanie? W tym projekcie ważne są trzy postaci. W tym Michalina Tatarkówna-Majkowska, związana z PRL-owską Łodzią, o której chciałabym, żebyś powiedziała kilka słów. W pierwotnej wersji projektu była też Eugenia Steinbart...

Anka Leśniak: Może nie w pierwotnej wersji, tylko jako część projektu, natomiast tutaj nie zdecydowałam się na prezentację tej postaci.

Barbara Piórkowska: Bo za nią weszła Stanisława. A Eugenia była taką postacią, która mnie się kojarzy z Piotrem Włostem czyli Marią Komornicką, osobą transpłciową. Eugenia podobno wzięła ślub w stroju męskim...

Anka Leśniak: Tak, wzięła ślub podając się za mężczyznę.

Barbara Piórkowska: To bardzo ciekawa historia, też związana z Łodzią, a także historia Fifi Zastrow, która jest tutaj prezentowana. Czemu zdecydowałaś się więc na Stanisławę zamiast Eugenii?

Anka Leśniak: Kobietami nieumiejscowionymi w historii zajmuję się od dłuższego czasu, instalacji opartych na takich biografiach zrealizowałam więcej. Natomiast tutaj szukałam takiej triady, którą można by ze sobą zestawić — jednocześnie różnych i podobnych kobiet. To, co jest wspólne dla trzech kobiet prezentowanych tutaj, a czego nie ma jednak u Eugenii Steinbart, to jest wola decydowania o swoim życiu i wpływ na sferę publiczną. Wydaje mi się, że Eugenia była ospobą, która w jakiś sposób poddawała się losowi i nie próbowała wywrzeć wpływu na sferę publiczną. A te trzy kobiety prezentowane tutaj, dokonały jakiegoś przekroczenia w kwestii obecności kobiet w sferze publicznej, każda z nich w inny sposób. Fifi Zastrow chciała być aktorką, podróżowała po Europie, trafiła do Łodzi z niemieckim teatrem propagandowym III Rzeszy, grała tam główne role.

Barbara Piórkowska: Ona miała żydowskie korzenie?

Anka Leśniak: Mamy pewne ślady, które wskazują na to, że z pochodzenia była Żydówką. Wydaje się niemożliwe, aby osoba z żydowskim pochodzeniem grała w takim teatrze, a jednak to się zdarzyło. Tu nasuwa się więc bardzo interesujące pytanie o tożsamość: w jaki sposób my określamy siebie, a w jaki sposób określają czy naznaczają nas inni. Być może ona grała w tym teatrze, bo przede wszystkim chciałą być aktorką, kochała sztukę i inna rzeczywistość się dla niej nie liczyła. A być może chciała się w ten sposób schować, bo mówimy, że pod latarnią najciemniej. I grając w teatrze położonym trzy ulice od łódzkiego getta, jej gettem była scena. Być może w ogóle nie postrzegała siebie jako Żydówki, nie miała nic wspólnego z tą tradycją, natomiast została w ten sposób naznaczona przez innych. Tak też było z Przybyszewską, która została naznaczona jako dziecko nieślubne...

Barbara Piórkowska: I jest jeszcze Michalina...

Anka Leśniak: Michalina Tatarkówna-Majkowska była przedwojenną komunistką, pochodziła z rodziny robotniczej i tu nasuwa się pytanie czy ona w ogóle mogła mieć inny życiorys. W przyadku Michaliny istnieją dwie narracje, jedna związana ze wspomnieniami ludzi, którzy ją pamiętają i doceniają, uważają, że to była zaradna kobieta, do której można było przyjść jako łodzkiego sekretarza i zawsze coś zaradziła...

Barbara Piórkowska: Łódzka włókniarka, która przez długi czas rządziła Łodzią.

Anka Leśniak: Tak, przez prawie dekadę. Ona też więc dokonała swoistego przekroczenia i wejścia w sferę publiczną, w której byli właściwie sami mężczyźni. Feminizm socjalistyczny był przecież fasadowy, o czym ona też mówi między wierszami w wywiadzie, ironizując, że została pierwszym sekretarzem, ale to znaczy tyle, że po prostu wyznaczono ją na to stanowisko i już. A została wskazana do pełnienia takiej funkcji być może po to, by firmować ten fasadowy feminizm, bo Łódź była miastem kobiet. A w momencie, kiedy przestała być potrzebna, po prostu odsunięto ją od tego stanowiska i odeszła w totalny polityczny niebyt. A dzisiaj też pamięć o niej jest trudną kwestią. Kategoryzuje się ją jako aparatczyka, kogoś, kto firmował totalitarny system. Być może na fali obecnej sytuacji politycznej w Polsce Michalina Tatarkówna-Majkowska straci swoją ulicę w Łodzi. Ulica została nazwana jej imieniem kilka lat temu po dyspucie, a może nawet kłótni, konflikcie między radnymi lewicy i prawicy, LSD i PiS, jednak udało się tę uchwałę przegłosować _na korzyść Michaliny_, ale teraz pewnie nazwa tej ulicy zostanie zmieniona. Zobaczymy co będzie.

A więc Michalina, Fifi i Stanisława Przybyszewska, to są postacie, które czegoś dokonały, próbowały przekroczyć stereotypowe role płci, a ciągle nie mogą znaleźć swojego miejsca w pamięci i historii

Barbara Piórkowska: Właśnie przejrzałam facebook i informacje, które się pojawiają o instalacji inspirowanej Przybyszewską. Pojawił się twój komentarz, że w obecnej sytuacji politycznej ta praca zyskuje nowe znaczenie, np. _Im mniej wolności w kraju, tym bardziej polityczny jest gest artystyczny_. Kilka osób odebrało tę realizację jako komentarz polityczny do obecnego zagrożenia praw kobiet. Czy Stanisławę Przybyszewską można czytać w takim kontekście, Pani Profesor?

Ewa Graczyk: To jest trudne pytanie, ale niewątpliwie tak. Choćby dlatego, że ona nie ma swojego stałego miejsca, co chwilę _zapada się_, co sobie o niej przypomnimy, to za chwilę zapominamy. To na pewno jest związane z tym, że była pisarką a nie pisarzem. Gdyby była pisarzem, byłoby na pewno inaczej. Ale politycznie też jest ciężka, bo była rewolucjonistką, prawdziwą rewolucjonistką. Kapitalizm był dla niej ustrojem przerażającym. Miała skrajnie lewicowe poglądy. Pisałam to tym w swojej książce, że to jest taka rewolucyjna gnoza. A gnostycy, najkrócej rzecz ujmując, uważają, że świat doczesny służy tylko temu, by wykrzesać z niego iskrę duchową, z którą się po wydobyciu z materialnej grudy idzie wzwyż. A całą resztę trzeba wyrzucić na śmietnik od razu. A więc to są bardzo skrajne poglądy i ona takie właśnie miała. Dlatego była radykalnie lewicową, ale też w jakimś sensie (niechrześcijańskim zupełnie) religijną pisarką. Ona chyba nie ma jeszcze w Gdańsku ulicy...

Barbara Piórkowska: Ale ma tramwaj.

Ewa Graczyk: Ale gdyby PiS o niej się czegoś dowiedział, na pewno rządałby zmiany nazwy takiej ulicy.

Anna Sadowska: Przybyszewska jest podejrzana, na pewno. Jest to biografia, która dla purystów, dla tropicieli moralności jest niebezpieczna, jest podejrzana. I czasami atak przychodzi z zupełnie nieoczekiwanej strony. Ja na przykład spotkałam się z deprecjonowaniem jej twórczości czy rangi dla miasta ze strony ludzi, którzy właściwie powinni jej sprzyjać, a więc części gdańskich przewodników. Usłyszałam, że była niewierząca, a do tego narkomanka, a więc po co taką osobę przypominać. Również zmiana patronki domu kultury, który nosił imię Przybyszewskiej, jest znamienna. Być może wynika to z tego, że zarząd domu kultury nie potrafił przekonać lokalnej społeczności, pokazać kim jest patronka i dlaczego warto o niej pamiętać. A trzeba też zauważyć, że weszła na jej miejsce osoba z absolutnego topu, teraz każdy będzie się na papieża powoływał, bo to jest politycznie dobrze widziane. A więc dla poszukiwaczy jedynie słusznych biografii, jedynie słusznych wyborów, Przybyszewska zawsze będzie podejrzana, bo przecież _są inni, o których warto mówić, są inni, którzy powinni mieć ulicę_. A to jest taka biografia, w której zawsze będzie zgrzytało dla tych, którzy chcieliby widzieć świat w odcieniach czerni i bieli.

Barbara Piórkowska: Ale ma tramwaj. Orientujecie się czy on jeszcze jeździ? Mamy obyczaj nazywania tramwaju nazwiskami słynnych gdańszczan, i to chyba z twojej inicjatywy Ania padło pytanie _gdzie jest Stanisława Przybyszewska_? I chyba wszystkie trzy uczestniczyłyśmy w uroczystości nadania imienia Przybyszewskiej temu tramwajowi. To jest dla mnie działanie site-pecific, tramwaj z imieniem tak rewolucyjnie wykolejonej artystki jeżdzący po mieście do bólu mieszczańskim. Ale poza tym pierwszym razem, nie jechałam nigdy Stanisławą Przybyszewską.

Anna Sadowska: On jeździ po takich trasach, że nie wszystkim pasuje. Jeździł bodajże na Stogi, a teraz jeździ na Strzyżę. Ja nie jeżdzę tą linią, jak stoję na przystanku, to Stacha przejeżdża raz w tę, raz w drugą stronę, ale nie mam okazji, żeby do niej wsiąść.

Ewa Graczyk: Czyli tradycja jest utrzymana, jest ale jakby jej nie było.

Barbara Piórkowska: Anka, ty powiedziałaś, ż bardziej interesują cię wywiady z ludźmi, badanie można powiedzieć reporterskie czy dziennikarskie, a nie studia literackie czy historyczne. Możesz powiedzieć, czy stykałaś się z naszymi autochtonami gdańskimi, którzy mieszkają obok twojej instalacji? To jest bardzo fajna ekipa, przyzwyczajona do dziwactw festiwalu teatrów ulicznych. Myślę tu o tych, którzy zamieszkują tę przestrzeń, którą zamieszkiwała kiedyś Stanisława Przybyszewska, ale też o innego typu wywiadach. Jak wyglądał twój research przed powstaniem tej pracy?

Anka Leśniak: Wyglądało to bardzo różnie. Mówię teraz nie tylko o Stanisławie Przybyszewskiej ale w ogóle o mojej metodzie pracy. Ja rzeczywiście posługuję się wywiadami z ludźmi, artykułami z gazet, ale też wiedzą, która może się wydać niepoważna z naukowego punktu widzenia, jak horoskopy czy plotki. Trudno byłoby takie domniemania umieszczać w pracy naukowej, natomiast w sztuce one są uprawnione. Dlatego, że moim celem, jako artystki, nie jest stwierdzenie niepodważalnych faktów czy dotarcie do jakiejś prawdy. Mimo, że posługuje się czasami metodami pracy naukowców czy strategiami dziennikarskimi, to moja metoda tym się różni od pracy naukowo-badawczej, że cel jest w innym miejscu. Te metody służą do budowania formy artystycznej. Tak samo rozmowy z ludźmi czy uczestnictwo w fantastycznym spacerze śladami Stanisławy Przybyszewskiej, prowadzonym przez Anię Sadowską, są potrzebne, aby zbudować formę artystyczną. Podobnie jest z czytaniem listów Przybyszewskiej i jej literatury. Mogę to robić w nieskończoność, koniec jednak następuje w momencie, kiedy znajduję pomysł na formę mojej instalacji. I też ciekawe jest to, że istalacja z Przybyszewską miała powstać początkowo w innym miejscu...

Barbara Piórkowska: Gdzie?

Anka Leśniak: Na kamienicy obok, od strony Motławy. Właściwie już zostało ustalone, że ona tam może zostać zrealizowana, ale przed wydaniem oficjalnej zgody okazało się, że nie, ponieważ odnaleziono ekspertyzę budowlaną, która wykluczała jakiekolwiek działania na tamtej kamienicy.

Barabara Piórkowska: Ja na początku myślałam, że instalacja będzie na budynku dawnego lombardu, do którego chodziła Przybyszewska.

Anka Leśniak: Ten budynek też był brany pod uwagę, realizacja akurat tam okazała się niemożliwa z innych względów. Ale ten przypadek też pokazuje, jak istotny jest w moich projektach element negocjacji z miejscem. To może być rodzaj negocjacji z mieszkańcami, bo kiedy wykonywaliśmy napis _zastrzegam sobie wyłączne posiadanie swego życia_, przechodnie, mieszkańcy, pytali o znaczenie tego zdania, im właśnie kojarzyło się ono z aktualną walką kobiet o swoje prawa, z tym co się dzieje w Polsce na ulicach. Ale mam tu na myśli też negocjacje np. z administacją, z tym co jest możliwe w świetle np. przepisów, żeby nie przegrała na tym sztuka. A więc instalację dotyczącą Przybyszewskiej, do której powstała wizualizacja, trzeba było przeprojektować dla innego budynku. I pierwotnie miała być ona dużo lepiej eksponowana, bo kamienicę od strony Motławy widać już z daleka. Ale okazało się będzie kamienica od strony Placu Wałowego, więc trzeba podejść blisko, żeby ją zobaczyć, bo zasłaniają ją drzewa.

Barbara Piórkowska: Ale teraz liście opadły.

Anka Leśniak: Tak, ale w momencie realizacji nie było jej widać zza drzew, co też może być znaczące w kontekście interpretacji życiorysu Przybyszewskiej. Musiałam też przeprojektować napis i chyba nawet kompozycja typograficzna wyszła lepiej niż w pierwotnym zamierzeniu. Ale tak właśnie wygląda praca z miejscem. A także sam budynek jest tu istotny, jego specyfika. Wręcz unikam robienia instalacji w miejsu bezpośrednio związanym z daną postacią. Co prawda nie ma już baraku, w którym mieszkała Przybyszewska, ale nawet gdyby był, to raczej nie zdecydowałabym się na działanie akurat tam. Miejsce, z którym pracuję musi mieć pewnego rodzaju energię...

Barbara Piórkowska: To ja cię teraz zacytuję, mam tu fragment z twojej pracy doktorskiej, który też dobrze tłumaczy twój sposób myślenia. _O instalacjach na opuszczonych domach myślę jak o szkicach czy kolażach wykonanych na zadrukowanych kartach starej książki. Książki, która straciła funkcję użytkową. Obiekt przestaje być użyteczny zgodnie ze swoimi pierownymi założeniami, a staje się użyteczny dla sztuki. W jaki sposób ta kamienica stała się użyteczna dla sztuki?

Anka Leśniak: Ta kamienica przede wszystkim stała się dziełem sztuki. Dla mnie ważny jest związek między opuszczonym budynkiem a nieumiejscowionymi biografiami kobiet. Dlatego, że taki budynek też jest w fazie przejścia, stracił swoją pierwotną funkcję, nie ma jeszcze nowej, nawet z w rozmowach z przechodniami czy mieszkańcami zastanawialiśmy się, co stanie się z tym budynkiem, czy zostanie zburzony, czy może powstanie tam jakiś hotel? Wykorzystuję więc budynki w stanie przejściowym, i ich stan, ich architektura, sam ich wybór jest dla mnie istotny w procesie myślenia o formie pracy.

Barbara Piórkowska: Używasz też określenia palimpset...

Anka Leśniak: To jest rodzaj palimpsestu, poszukiwanie budynku, decyzja, gdzie praca zostanie zrealizowana, jest częścią gestu artystycznego. A więc takie przesunięcia, że to nie jest dokładnie ten dom czy barak, w którym mieszkała Przybyszewska są wskazane, bo tak naprawdę nie jesteśmy w stanie przenieść się w tamte czasy i zrozumieć pewnych rzeczy, natomiast to, co pozostało po Przybyszewskiej, może być użyteczne we współczesnym kontekście. Wydaje mi się że to zdanie, które zostało umieszczone na kamienicy czymś takim jest. Bo nawet jeśli ktoś nie zna Stanisławy Przybyszewskiej czy nie zna jej twórczości, to jest w stanie odczytać tę pracę. Jej biografia staje się punktem wyjścia do mówienia o współczesności. Nie mówię tutaj po prostu o przypominaniu tej biografii lecz o wprowadzeniu pamięci o Przybyszewskiej w przestrzeń publiczną, ale w taki sposób, żeby otwierała pole do dyskusji. Jednak sztuka jest językiem metafory, jest językiem wieloznacznym, i biografie takie jak Przybyszewskiej, są ważne dla sztuki. W tym sensie, że są wieloznaczne. Jest wiele projektów, które przypominają zapomniane kobiety, ale to jest praca historyczek, badaczek, ale tu nic chodzi o przypomnienie dla przypomnienia, że _była jeszcze Przybyszewska_, tylko o ważność tej biografii i jej tekstów dla współczesności i wprowadzenie pamięci o niej w przestrzeń publiczną, przestrzeń społeczną.

Barbara Piórkowska: Jeszcze pytanie o odbiór, czy spotkałaś się z jakimiś szczególnymi reakcjami tutaj w Gdańsku, gdy ta instalacja miała swój wernisaż?

Anka Leśniak: Pamiętam moment samego otwarcia, może to nie była szczególna reakcja, a trochę surrealistyczna sytuacja, kiedy w trakcie otwarcia przyszły dwie panie ubrane w stylu retro i powiedziały, że spodziewały się spotkać tutaj Stanisławę Przybyszewską. Część osób chyba myślała, że to jest zaplanowana przeze mnie akcja, a to był zupełny przypadek. One też się bardzo ciekawie włączyły w mój performance. Polegał on na tym, że stałam przed kamienicą i czytałam list Stanisławy Przybyszewskiej do Leona Schillera, który pisała z pewną pretensją i wyrzutem, uczuciem, często towarzyszącym młodym twórcom. Bo wiadomo, że aplikujemy o rożne granty, składamy propozycje wystaw, chcemy być zauważeni, dostrzeżeni i te nasze starania często spotykają się z opóźnioną odpowiedzią lub jej brakiem, i ten list był utrzymany w tonie irytacji tą sytuacją. Podczas czytania rzucałam rzutkami darts w stronę kamienicy, oczywiście bez zamiaru trafienia, a ku mojemu zdziwieniu dwie nawet gdzieś się tam wbiły. Ale reszta rzutek została pod kamienicą, ale właśnie te dwie niezwykłe panie pozbierały je, bo jak powiedziały w niedzielę organizują spacer śladami Przybyszewskiej i przyjdą również pod tę kamienicę, gdzie będą rozdawać te rzutki uczestnikom. A więc czasami takie historie same się dopełniają i to jest dla mnie ciekawe, że następuje jakaś interakcja... Ale też aprobatę wyrazili miejscowi chłopcy, którym bardzo podobał się ten czerwony obiekt, a więc przeskalowana rzutka, a właściwie połączenie rzutki ze stalówką pióra.

Barbara Piórkowska: Ja jestem bardzo ciekawa, co będzie dalej z tą instalacją, dlatego, że dokładnie na ścianie kamienicy obok zrobiłam zdjęcie graffiti, tygrysa, który w całości był wyspreyowany, a w tej chwili po jakichś pięciu latach niewiele zostało. I tam już się zbudowała zupełnie inna narracja. To mnie właśnie fascynuje przy tego typu przedsięwzięciach.

Powoli będziemy zbliżać się do końca, więc jeszcze chciałam wrócić do tego wątku kobiet z nietypowymi biografiami, tych _córek bez matek_, które wchodzą w świat ojców. Czy to jest droga, która, która prowadzi do sukcesu? Czy możemy mówić dziś, że Przybyszewska odniosła sukces? Mamy ikonę czy nie? Czy dalej jest wykluczona? Czy relacje rodzinne pomogły jej czy przeszkodziły?


Ewa Graczyk: Jedno i drugie zarazem. Z jednej strony jest to sytuacja niezwykła _ Stanisław Przybyszewski i Stanisława Przybyszewska. Ojciec i córka. Córka, o której nic nie wiadomo. Rodzą się pytania, rośnie zdziwienie. Pisarka? Córka Stanisława Przybyszewskiego? Tyle lat ktoś coś takiego przed nami ukrywał?! To jest takie dziwne... Ona jednak marketingowo na tym trochę zyskuje. Ale właściwie po to, aby zaraz stracić. Ona była przecież zupełnie inna i zbudowana na buncie przeciwko ojcu. Bycie córką Przybyszewskiego to jest dla niej w jednym ruchu strata i zysk. Ona prezentuje postawę, również w swoich tekstach, którą w feminizmie nazywa się _Ateną córką Zeusa_. Chodzi o takie racjonalne, zimne kobiety, które wyskakują z głowy swojego ojca i nie chcą mieć nic wspólnego z kobiecością, z cielsnością. Ona właśnie taka jest. Nie zajmuje się płcią, sposób w jaki rozumie plan duchowy — u niej poziom mentalny — ma być aseksualny, pozbawiony płci. Ale jeżeli robi się jakiś radykalny ruch, to od razu pojawia się to drugie, to, co jest przeciwne. Bo jednak w jej tekstach jest taka dziwna wrażliwość seksualna i erotyczna. A więc znów w jednym węźle jedno i drugie, splot sprzeczności.

Barbara Piórkowska: A więc nadaje się na ikonę czy jednak nie?

Ewa Graczyk: Nadaje się na ikonę dla wybranych, tych, którzy jej szukają. Szukają postawy buntu i kogoś, kto wyrazi ich straszny gniew przeciw światu. Ona do tego nadaje się świetnie.

Anna Sadowska: Myślę, że ona jest ikoną, tylko tak jak mówi pani profesor, to nie jest ikona, która będzie się pojawiała w nagłówkach gazet.

Barbara Piórkowska: Ale na budynkach już tak :) Anna Sadowska: To jest też ikona dla tych, którzy mają potrzebę pewnej radykalnej operacji na swoim życiu, a boją się tego zrobić. Ona jej dokonała i była w tym do końca konsekwentna, ale nie wszystkich nas na to stać. Ale taka tęsknota być może w części z nas jest, żeby swoje życie przestawić na te tory, które wiodą do ściśle określonego celu. A celem dla Przybyszewskiej była twórczość literacka, raz to postanowiła i trzymała się tego do końca. Jest to więc pewien wzorzec, a może antywzorzec, bo jednak przypłaciła to życiem. A więc rzeczywiście w jednym ruchu zysk i strata. Myślę, że ona jest ikoną, w Polsce trochę zapomniana, ale ma grono swoich fanów za granicą, ludzi, którzy zazdroszczą Polakom, że mogą czytać jej listy w oryginale, obcować z tym tekstem takim jaki jest, a nie po nieuchronnych zmianach wynikających z przekładu.

Barbara Piórkowska: A przecież nie lubiła Gdańska. Nie była autorką, która czuła się związana z tym miastem.

Anna Sadowska: Ja myślę, że z żadnym nie czułaby się związana. Ona mentalnie przeniosła się do rewolucyjnej Francji, gdyby mieszkała w Warszawie czy w Krakowie, tak samo byłaby obca. Choć może rzeczywiście Gdańsk to było portowe miasto, gdzie życie kulturalne było jednak prowincjonalne. Ona oczywiście narzekała, że nie ma książek, gazet, do których przywykła. Pozwalała sobie na uwagi, że Gdańsk był wspaniałym miastem 300 lat temu, a teraz to jest martwa dziura i rzeczywiście nie lubiła tego miasta. Natomiast ja myślę, że ona nigdzie nie czułaby się u siebie. Ona powinna cofnąć się w czasie i mieszkać w rewolucyjnym Paryżu. Ten czas i miejsce byłoby dla niej, a Gdańsk był bo był, bo akurat się zdarzył, aczkolwiek pozostała mu wierna.

Barbara Piórkowska: I to my potrzebujemy jej jako ikony znacznie bardziej.

Anka Leśniak: Ja nie bardzo mam kompetencje, żeby wypowiadać się na temat literatury, jednak myślę o Przybyszewskiej jako o osobie, którą możnaby czytać w szkole jako lekturę. I jak sobie przypominam moje szkolne wykształcenie, to ono było bardzo nasycone treściami romantycznymi, patriotycznymi, wieszczami narodowymi. I to wszystko było podlane takim _polskim sosem_ naszej lokalności, a do tego jeszcze histerii, uniesienia. Dla mnie więc Przybyszewska mogłaby być ikoną polskiej pisarki prezentującej zdecydowanie inną postawę niż tę lansowaną w szkołach... Ale tu nasuwa się pytanie czy ona jest w ogóle _polską_ pisarką czy raczej kosmopolitką? Przybyszewska jest intelektualistką, którą trudno związać z lokalnym nurtem. To też jest znamienne, że ma swoich czytelników za granicą. Jest to więc niezwykła postać w polskiej literaturze. Ciekawe są też jej wybory związane z płcią, ona tę swoją płeć odrzuca, ale myślę, że odrzuca ją dlatego, że doskonale zdaje sobie sprawę, że może być albo kobietą albo pisarką. Zwłaszcza w jej czasach. I decyduje się na to drugie, w sposób radykalny.

Barbara Piórkowska: Tutaj zacytuję przekornie Marię Janion, która cytując inne teksty pisze: _wygląda na to, że kobiecie wystarczy dobrze zwariować, aby się załapać do historii_. Ale to nie jest chyba dobre podsumowanie. Bo dorastamy do sytuacji, w której to szaleństwo czy wariactwo staje się podstawowym egzystencjalnym pytaniem. Czyli na co decydujemy się, już świadomie, jako kobiety w swoim życiu, na co stawiamy?

Anka Leśniak: Jeśli Przybyszewska oszalała, to na pewno świadomie. A cytat, którego użyłaś stawia ją w gronie histeryczek, a ona taka na pewno nie była.

Barbara Piórkowska: Proszę Państwa, czy są pytania od publiczności?

Andrzej Fac: Ja mam refleksję, ale też pytanie, przede wszystkim o tę ikoniczność. Dla kogoś może być ikoniczny Kawka albo Camille, choć nie mówię, że Przybyszewska to jest ten typ literatury. Czy na przykład Dostojewski. Trudno powiedzieć, że są to postacie ikoniczne. Są to postacie, które owszem, nadają się na koszulki dla niektórych, można je ładnie sprzedać, ale potem okazuje się, że w tym jest jednak coś innego. I jeszcze Stanisław Przybyszewski, też jest w Polsce dwuznacznie potraktowany. Owszem są te jego pierwsze, młodopolskie manifesty i teksty modernistyczne w takim właśnie znaczeniu, pisane też po niemiecku. Ale w czasie dwudziestolecia wojennego on staje się polskim patriotycznym działaczem. I wszystko zostaje mu zapomniane i wybaczone. Bo on stworzył polską bibliotekę w Gdańsku... A więc jest takie napięcie. A przecież jak poszuka się w leksykonach niemieckich, większość jego twórczości powstała w języku niemieckim. I to jest ta ciekawsza twórczość Przybyszewskiego.

I a propos Przybyszewskiej, to ona też pisała zdaje się po niemiecku.

Ewa Graczyk: Thermidor został napisany po niemiecku.

Andrzej Fac: No właśnie, i także opowiadania, które nie zostały przetłumaczone na polski.

Ewa Graczyk: Nie zostały.

Andrzej Fac: A to są bardzo ciekawe teksty, też nierówne, ale jednak interesujące. Może to jest jednak dobre określenie, że ona jest kosmopolitką. I jeszcze odniosę się do tego co mówiła Anna, a propos przewodników gdańskich, dlaczego nie cenią Przybyszewskiej. To jest kalka Polonii gdańskiej. Jak ja miałem 12 lat i powiedziałem pani w szkole o Przybyszewskiej, to wzbudziło to niechęć, odrazę, a więc traktowano ją jako znak niemoralności w Gdańsku. Nie dość, że Polonia w Gdańsku była w mniejszości, to jeszcze Przybyszewska mieszkając w tym baraku, była traktowana jak mniejszość mniejszości i jak balast. Bo w Krakowie czy Warszawie miałaby wokół siebie Polki i Polaków, którzy też zachowują się niemoralnie, a tu była tylko Polonia gdańska i Niemcy, których to środowisko w ogóle nie obchodziło.

Anna Sadowska: Jest w tym dużo prawdy. Przybyszewska była niewątpliwie objęta swego rodzaju ostracyzmem. Podobnie było też jej mężem — Panieńskim. Na początku oboje współpracowali z Polskim Towarzystwem Naukowym, gdzie mieli wykłady o Freudzie. I już te wykłady się niepodobały, ponieważ były antyreligijne i siały niebezpieczny ferment. Oboje więc byli podejrzani. A potem Stanisława coraz mocniej wyrażała niechęć do tego środowiska. W listach nazywała je wprost _odrażającą polską kolonią_. Połączenie patriotyzmu z silnymi ruchami religijnymi też ją niesłychanie denerwowało. Nazywała to katolicyzmem drobnomieszczańskim i kuchennym. Spodziewam się, że pewne rzeczy mówiła też otwarcie, a to nie mogło być dobrze widziane w wąskim jednak środowisku Poloni gdańskiej, w obrębie żywiołu niemieckiego. Ta Polonia miała jednak syndrom oblężonej twierdzy. Natomiast Stanisława Przybyszewska, która wychowała się w Paryżu, potem w Wiedniu, w międzyczasie w Monachium, uczęszczała na pensje niemieckie, nie miała takiej obsesji, więc do tego środowiska nie pasowała. I rzeczywiście poza jedną Stafanią Augustyńską, która ją po prostu lubiła, była postrzegana jako _nie nasza_.

Pamiętam swoje zdziwienie, kiedy po raz pierwszy miałam w ręku książkę Polki w Wolnym Mieście Gdańsku, która swoją drogą jest bardzo ciekawa. Natomiast ja się spodziewałam, że pierwszą osobą, którą znajdę w tej książce, będzie Przybyszewska. A jej tam nie ma w ogóle. Ale tam był przyjęty pewien klucz, który jest zrozumiały _ Polki, patriotki. Przybyszewska zamknięta w swoim baraku, chodząc jedynie na pocztę lub do lombardu, ewentualnie do biblioteki, w żadnym wypadku się w tym kluczu nie mieściła.

Andrzej Fac Przybyszewski bardziej by się tu mieścił jako działacz.

Anna Sadowska: Zresztą w ubiegłym roku została wydana jego publicystyka w okresie Wolnego Miasta Gdańska, i on bardzo dużo napisał. To jest bardzo ciekawe, że on odnalazł się w środowisku Polonii gdańskiej. Był fetowany, wręcz uwielbiany, jego popiersia stały w Gimnazjum Polskim, więc to było bożyszcze, a Przybyszewska zupełnie nie.

A jeżeli ją ktoś tłumaczył, to jak we wspomnieniach Brunona Zwarry. On jeszcze jako dzieciak pamiętał Przbyszewską, która gdzieś snuła się pod ścianą i dzieci oczywiście sobie z niej kpiły. I co znamienne, wspomina, że przestali z niej kpić, kiedy dowiedzieli się, że to jest córka TEGO Przybyszewskiego. A więc w tym momencie nastąpiło wygaszenie drwin, bo jak można córkę takiego działacza, bożyszcza atakować. To też pokazuje, że ojciec i córka kompletnie inaczej funkcjonowali w tym środowisku.

Łukasz Guzek: Mnie zaciekawił wątek rewolucji, który tutaj był podejmowany i dyskutowany kilkakrotnie, natomiast Przybyszewska interesuje się pewnym okresem rewolucji _ wczesnym okresem, kiedy to jest jeszcze niezwykle twórczy żywioł. Jeszcze nie ma reżimu, terroru, rewolucja się nie wyrodziła ze spontanicznego, demokratycznego żywiołu twórczego. I może to jest ten moment, który łączy Przybyszewską, inne postaci i twórczość Anki. Ponieważ te wszystkie postaci musiały być niezwykle twórcze w momencie, w którym funkcjonowały. Musiały być niezwykle kreatywne, żeby przetrwać, choć niekoniecznie w sytuacji zagrożenia życia. Michalina nie walczy przecież o życie, ale działa we wczesnym okresie komunizmu, kiedy musi być niezwykle twórcza, żeby coś zrobić w Łodzi. Nie ma nic, zaczynamy od zera, budujemy. Fifi Zastrow musi być bardzo twórcza, żeby przetrwać na scenie, wśród faszyzmu. Przybyszewska także, i to jej zainteresowanie rewolucją może być zainteresowaniem wczesnym etapem rewolucji. Ona też musiała być bardzo twórcza. Jak tu zostało powiedziane, nie interesowało jej życie praktyczne, interesowała ją twórczość. I Anka też mówi, że interesują ją te kobiety, które tworzą, i te okresy ich życia, które są niezwykle twórcze, czyli kiedy robią jakąś rewolucję. I tu jest ten link, który łączy te postacie i inne postacie, którymi Anka się zajmowała. Tu jest ten sens twórczości ten kierunek, w którym ty idziesz. Czy chciałabyś coś jeszcze dodać o swoich wyborach?

Anka Leśniak: Najpierw chciałabym nawiązać jeszcze do tego komentarza, że twórczość Przybyszewskiej jest nierówna. Ale czy musi być równa? Czy jednak nie szukamy tu spójności, którą narzuca patriarchalny system, że wszystko musi mieć jakieś miejsce, że musi być jakaś ciągłość, że jedno z drugiego musi wynikać i musi być jakaś pełnia. Myślę, że jak najbardziej powinniśmy sobie i jej dać prawo do nierówności, a artysta ma prawo tworzenia też tych gorszych, złych prac. Dla mnie fakt, że jest nierówna wcale jej nie dyskwalifikuje, a wręcz powoduje, że jest to niezwykle ciekawa postać.

A moje wybory związane też są z poszukiwaniem samoidentyfikacji poprzez kobiece historie, o to, co się właściwie wydarzyło i kim ja bym była w takiej sytuacji, czy też jak historie kobiet wpływają na to kim ja jestem dzisiaj. Interesuje mnie więc w sztuce to, co niedookreślone, niedopowiedziane.

Macie też państwo za sobą rzeźbę, która nawiązuje do moich instalacji architektonicznych w przestrzeni miejskiej, w trochę przewrotny sposób, dlatego, że znaczenie tej rzeźby i słowo INNA wpisane w nią, można zobaczyć z określonej perspektywy. Znaczenia są tu w miejscach pustych. Mamy bryłę, która nawiązuje do przestrzeni galerii, do tzw. white cube, a w środku mamy to, co płynne, niedookreślone, czyli miejsca puste i odbicia lustrzane. A więc tam są znaczenia, nie w tym, co jest konkretem.

Barbara Piórkowska: Jeżeli nie ma już więcej pytań, będziemy kończyć spotkanie...

Łukasz Guzek: A mógłbym opowiedzieć jeszcze jedną anegdotę o Przybyszewskim? On tutaj w Gdańsku był urzędnikiem kolejowym i tłumaczył na polski wszystkie instrukcje kolejowe. A więc jeśli dziś jedziemy pociągiem i czytamy _nie wychylać się_, to jest właśnie tłumaczenie Przybyszewskiego :)

Janina Rudnicka: Ja jeszcze chciałam zapytać to przebaczenie dla Przybyszewskiego, co właściwie mu wybaczono, to że pisał po niemiecku?

Anna Sadowska: Zostały mu wybaczone wszystkie błędy młodości, on był jednak skandalistą.

Andrzej Fac Jeżeli do końca życia uprawiałby taką twórczość jak na początku, to nie sądzę, że byłby wyniesiony na ołtarze w latach 20.

Barbara Piórkowska: Kochanki, satanizmy...

Andrzej Fac: A więc niemoralność.

Barbara Piórkowska: Ale, żeby jednak skończyć to spotkanie refleksją o Przybyszewskiej, chciałabym jeszcze postawić pytanie jak tworzyć, mając jednocześnie na uwadze kontekst ekonomiczny. To jest bardzo dobre pytanie, które zadają sobie twórczynie, artystki, ale to jest zagadnienie na kolejną dyskusję. Chciałabym w tym miejscu podkreślić fakt, że Stanisława Przybyszewska zrealizowała w sposób totalny wizję poświęcenia się sztuce, bo doprowadziło ją to do wynieszczenia i w konsekwencji przedwczesnej śmierci. Ja życzę twórczyniom i twórcom jednak bardziej pomyślnych życiorysów. Trzeciego listopada trzymamy kciuki za Ankę Leśniak i jej doktorat, bardzo dziękuję Annie Sadowskiej, pani prof. Ewie Graczyk, Barbara Piórkowska. Dziękujemy za dyskusję i zapraszamy na inne wydarzenia związane ze Stanisławą Przbyszewską.


od lewej: Anka Leśniak, Anna Sadowska, prof. Ewa Graczyk, Barbara Piórkowska

uczestniczki panelu:

Ewa Graczyk, literaturoznawczyni i działaczka społeczna związana z Uniwersytetem Gdańskim od 1983 roku. Dyrektorka Instytutu Filologii Polskiej w latach 2008-2012. Od 2015 roku profesor zwyczajny w Katedrze Teorii Literatury i Krytyki Artystycznej. Współorganizatorka wraz z dr Moniką Pomirską jednej z pierwszych feministycznych konferencji w Polsce (Konferencja o Kopciuszku, Uniwersytet Gdański 2000). Nominowana do Literackiej Nagrody Nike za 2004 rok za książkę Przed wybuchem wstrząsnąć. O twórczości Witolda Gombrowicza w okresie międzywojennym oraz nominowana do Nagrody Literackiej Gdynia za rok 2013 za książkę Od Żmichowskiej do Masłowskiej: o pisarstwie w nadwiślańskim kraju. Zainteresowania naukowe: literatura polska XIX i XX wieku, szczególnie pisarstwo kobiet, teoria literatury, gender studies, dyskursy postzależnościowe, literacka krytyka feministyczna, psychoanaliza, queer studies, związek literatury współczesnej z kontekstem społecznym. Autorka książki Ćma. O Stanisławie Przybyszewskiej, Warszawa 1994.

Anna Sadowska, licencjonowana przewodniczka po Trójmieście, specjalizująca się szczególnie w spacerach herstorycznych. Współautorka gdańskiej trasy w książce Szlaki Kobiet. Przewodniczka po Polsce emancypantek. Oprowadza po autorskich trasach śladami koniet z Gdańska i Pomorza, współpracuje również z Instytutem Kultury Miejskiej i grupą społęczną Metropolitanka. Inicjatorka spacerów po Gdańsku śladami Stanisławy Przybyszewskiej oraz pomysłodawczyni i organizatorka nadania gdańskiemu tramwajowi imienia dramatopisarki.

Anka Leśniak, artystka sztuk wizualnych, absolwentka Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi oraz historii sztuki ukończonej na Uniwersytecie Łódzkim. Od 2013 r. studentka studiów doktoranckich na Wydziale Rzeźby i Intermediów Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku. W swojej twórczości zajmuje się poszukiwaniem tożsamości kobiecych w sztuce i kulturze, realizowanym ostatnio poprzez prace site–specific. Autorka m.in. filmu Muzy Łodzi Kaliskiej, prezentowanego w 2010 r. w Atlasie Sztuki, Stypendystka Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego (2011), Stypendystka Prezydent Miasta Łodzi (2015).

Barbara Piórkowska, pisarka, poetka, krytyczka literacka, performerka. Autorka powieści Szklanka na pająki (2010) i prozy Utkanki (2014), trzech tomów poetyckich, w tym ostatniego pt. Internationala (2012), audiobooka poetyckiego, tekstów do piosenek (płyta Piórko Natalii Grzebały); współtwórczyni spektakli poetyckich. Nominowana do Nagrody Miasta Gdańska w Dziedzinie Kultury _Splendor Gedanensis_ za rok 2010. Laureatka Nagrody Gdańskich Bibliotekarzy _Pro Libro Legendo_ za rok 2010. Współtwórczyni projektów pisarskich dla grup seniorów oraz edukacyjnych przedsięwzięć związanych z literaturą przeznaczonych dla dorosłych, dzieci i młodzieży. Nauczycielka w pracowni kreacji literackich i blogów w Pałacu Młodzieży w Gdańsku, trenerka warsztatów twórczego pisania m.in. na ogólnopolskim festiwalu rozwojowym dla kobiet Progressteron. Tłumaczona na język angielski, rosyjski i litewski.


stopka
                   
Centrum Dialogu  Galeria Wschodnia  Obieg  Łódzki Kongres KobietSztuka i Dokumentacja  Gdańska Galeria Miejska